Odpowiedzi udzielał Ryszard Kopciuch- Maturski – lider i basista Old Metropolitan Band
- Jaka była geneza powstania nazwy zespołu?
Nazwa adekwatna do miejsca powstania. Kraków, stara stolica. Siedzieliśmy na kawie w Ratuszowej. Ja, Andrzej Jakóbiec i Jurek Bezucha. W końcu zaproponowałem Old Metropolitan Band. Tak wg mnie brzmiałaby po angielsku nazwa Zespół Starej Stolicy. I tak zostało.
- Jaki jest aktualny skład Waszego zespołu?
Ela Kulpa wokal, Adam Góralczyk puzon, Ryszard Kwaśniewski skrzypce (kiedyś jeszcze klarnet i saksofon), Tadeusz Oferta banjo i śpiew, Ryszard Kopciuch-Maturski bas (kiedyś kontrabas ), Wiktor Kierzkowski perkusja. Jak trzeba, chórki śpiewamy wszyscy.
- Czy jesteście muzykami z wykształcenia, czy macie jakieś inne wyuczone zawody?
Każdy z nas dotknął edukacji muzycznej. Jedni więcej, drudzy mniej. Ela jest śpiewającą aktorką.
- Muzyka jest Waszym podstawowym źródłem utrzymania?
Tak. Ale robimy też dodatkowo i inne rzeczy. Na ogół związane z kulturą i sztuką.
- Czy często w czasie koncertów improwizujecie, czy też macie wszystko “wypróbowane”, a improwizacje zostawiacie na jam session?
Improwizujemy. Są pewne ustalenia. Temat, zakończenie, ale improwizacje są dowolne, tylko kolejność ustalona. Nawet żartuję czasem, że mamy już swoje lata i nie bardzo pamiętamy, co graliśmy poprzednio…
- Czy macie jakieś przesądy związane z czasem przedkoncertowym?
Raczej nie. Może kiedyś, przed laty, jak działali różni dziwni managerowie, baliśmy się czy zapłacą 🙂
- Czy mieliście koncerty, na których czuliście wyjątkową interakcję z publicznością (gdzie, kiedy)? Czy macie swoje ulubione miejsca, imprezy koncertowe ?
Z tym nie mamy kłopotów. Mamy fanów we wszystkich przedziałach wiekowych, którzy wychodzą z koncertów zadowoleni. Tych koncertów, w czasie naszej działalności, było bez liku. Chociaż na Kubie, w Hawanie, 30 000 ludzi kiwało się w takt naszej muzyki. To się pamięta. Każdy koncert jest ważny. Mały, czy duży. Tylko słuchacz musi być zadowolony.
- Czy są zespoły, muzycy, którzy byli wzorem artystycznym dla Was , z którymi chcielibyście ewentualnie wystąpić ?
Ci, którzy byli naszymi wzorami już siedzą tam, na chmurce, więc byłoby trudno. Siedzą na chmurce z Jakóbcem, Armstrongiem, piją piwo. I nikt ich na papierosa z nieba nie wygania…..
- Czy fakt, że zespoły grające jazz tradycyjny mają często wysoka średnią wiekową nie stanowi zagrożenia dla tej muzyki w przyszłości ? Czy widzicie w swoim otoczeniu młodych zainteresowanych taką twórczością?
Myślę, że nie. Tylko trudno w XXI wieku udawać kogoś z Nowego Orleanu czy Chicago z początku XX wieku. Jeśli wniesie się coś swojego, obojętnie do którego gatunku jazzu, na pewno zostanie to zauważone i zaakceptowane. Stąd młodzi chętnie grają bluesa i wracają do standardów, chociaż to trudna rzecz, bo trzeba improwizować po tematach, a nie po skalach. Ale na koncercie ma się przynajmniej wrażenie, że zespół nie gra cały wieczór jednej “piosenki”.
- W pewien sposób Wasze życie podporządkowane jest muzyce. Czy nie rodzi to konfliktów z najbliższymi osobami, czy są one pogodzone z faktem, że często wspólne plany determinuje właśnie muzyka ?
Jakoś przez lata udało nam się to pogodzić i niech tak już zostanie.
- Prosimy o jakąś anegdotę związaną z Waszymi koncertami.
Puzoniści mają moc. Np. taki Adam G., puzonista zespołu Old Metropolitan Band kiedyś w mieście Arnhem (Holandia), przedmuchał instalację wodociągową w dwupiętrowym hotelu podłączając ustnik do rurki pod umywalką. Stąd też wzięło się powiedzenie – balladowe zadęcie.
Dziękuję bardzo