You are currently viewing WYWIAD- FIVE O`CLOCK ORCHESTRA
dav

WYWIAD- FIVE O`CLOCK ORCHESTRA

Odpowiedzi udzielał Tadeusz Orgielewski – założyciel i lider Five O`Clock Orchestra

  1. Jaka była geneza powstania nazwy zespołu?

Gdy zakładaliśmy ten zespół w październiku roku 1969 dyskutowaliśmy dość długo o tym, jak go nazwać.
Powstał on jako rozszerzenie o puzon (Andrzej Koronka) i klarnet (Bogdan Wróbel) kwartetu „TEGES”.

Aby to podkreślić, postanowiliśmy go nazwać inaczej. Dyskusja odbywała się przy herbatce.
Akurat wtedy piliśmy herbatę „Five O’Clock”. Nasz ówczesny, nieżyjący już niestety, banjoista Bogdan Belof zaproponował właśnie tę nazwę i tak zostało.
W dobie internetu dowiedzieliśmy się, że jest wiele zespołów mających w trzonie nazwy „Five O’Clock”, dlatego dodaliśmy do nazwy jeszcze „Orchestra”   i tak pozostanie po wsze czasy!

  1. Jaki jest aktualny skład Waszego zespołu?

Zapraszamy na www.foco.pl  

  1. Czy jesteście muzykami z wykształcenia, czy macie jakieś inne wyuczone zawody?

Puzonista, saksofonista, basista i perkusista to zawodowi muzycy. Banjoista i kornecista maja także i inne zawody.

  1. Muzyka jest Waszym podstawowym źródłem utrzymania?

Większości z nas.

  1. Czy często w czasie koncertów improwizujecie, czy też macie wszystko “wypróbowane” a improwizacje zostawiacie na jam session?

Naszym „nadwornym” aranżerem jest Kuba „Fourty” Moroń.
Część utworu trzeba przeważnie zagrać tak, jak on sobie to wymyśli, ale później  – hulaj dusza!

  1. Czy macie jakieś przesądy związane z czasem przedkoncertowym?

Może któryś z nas ma, ale nikt się do tego nie przyznaje…

  1. Czy mieliście koncerty, na których czuliście wyjątkową interakcję z publicznością (gdzie, kiedy)? Czy macie swoje ulubione miejsca, imprezy koncertowe?

Iława, koncert w ramach festiwalu „Old Jazz Meeting” dla odbywających karę w tamtejszym więzieniu. Jedno z kluczowych przeżyć w historii zespołu.
A ulubione miejsce?  Oczywiście nasz Jazz Klub „Five O’Clock” w Częstochowie. To przecież drugi dom dla większości z nas!

  1. Czy są zespoły, muzycy, którzy byli wzorem artystycznym dla Was , z kórymi chcielibyście ewentualnie wystąpić ?

Nie mamy jednego faworyta, bo przecież Jazz Tradycyjny miał (i ma) tylu Wielkich i Wspaniałych!
Wiadomo, Louis Armstrong! O Jego pomnik, który stoi przed Filharmonią Częstochowską walczyliśmy wiele lat.
Mistrzowie „Wild” Bill Davison, Bix Beiderbecke czy Henryk Majewski (ważna postać w historii zespołu) też wywarli wpływ na nasza muzykę. Jednak Chris Barber Jazz Band lat sześćdziesiatych jest dla nas wzorem. Chcielibyśmy kiedyś podobnie zabrzmieć…
A zagrać z Chrisem było by cudownie!

  1. Czy fakt, że zespoły grające jazz tradycyjny mają często wysoka średnią wiekową nie stanowi zagrożenia dla tej muzyki w przyszłości ? Czy widzicie w swoim otoczeniu młodych zainteresowanych taką twórczością?

To prawda, większość zespołów stanowią starsi panowie.
Ale my mamy w składzie trzydziestolatka i dwóch czterdziestolatków, więc nie jest tak tragicznie.
Istnieją jednak instytucje, jak n.p. Polskie Stowarzyszenie Jazzu Tradycyjnego, które z racji swoich statutowych zadań dba o przyszłość tej muzyki.
Powinniśmy więc być dobrej myśli!

  1. Czy widzicie w swoim otoczeniu młodych zainteresowanych taką twórczością?

      Bardzo często widać to podczas koncertów szkolnych, które są ważną częścią naszej twórczości.

  1. W pewien sposób Wasze życie podporządkowane jest muzyce. Czy nie rodzi to konfliktów z najbliższymi osobami, czy są one pogodzone z faktem, że często wspólne plany determinuje właśnie muzyka ?

Nasze  Panie wiedziały, kogo sobie wybierają, my zaś nie ukrywaliśmy, co jest naszym zawodem, pasją…

  1. Prosimy o jakąś anegdotę związaną z Waszymi koncertami.

Iława, konkurs o „Złota Tarkę” 2002. Zdenerwowanie, normalne… Wchodząc na scenę zauważyliśmy jednak, że nie wzięliśmy nut. Tragedia!
Grażynka, moja Żona, nie czekając na rozwój wypadków pobiegła po nie do samochodu. Tak sarniego biegu nie widziałem w swoim życiu.
Samochód stał jednak dość daleko, a my już powinniśmy zaczynać. Dawałem nerwowo znaki Andrzejowi Wardędze, by przedłużał ustawianie perkusji.
W końcu wybawienie. Grażynka musiała jednak wejść na scenę, by podać nam nuty. Niewiele myśląc przedstawiłem ją jako naszą wokalistkę.
Owacje! Lekko speszona wycofała się ze sceny. Przeprosiłem wszystkich, że dziś nie wystąpi, bo chłodna bryza od Jezioraka wywołała u niej lekką chrypkę.
Na jamie była wielokrotnie zapraszana do mikrofonu. Bezskutecznie. Później było kilka „cichych dni”… Zdobyliśmy wtedy naszą drugą „Złotą Tarkę”, mimo niedyspozycji naszej wokalistki…