You are currently viewing WYWIAD- BOBA JAZZ BAND

WYWIAD- BOBA JAZZ BAND

Rozmowa z Janem Bobą, założycielem, liderem i pianistą  Boba Jazz Band

  1. Jaka była geneza powstania nazwy zespołu?

Koledzy zadecydowali o nazwie zespołu utworzonego w Krakowie w 1990 roku

  1. Jaki jest aktualny skład Waszego zespołu?

Jan  Boba – leader, p

Władysław Grochot – tp, voc

Przemysław Walczak – cl, as

Janusz Nowak – tb, voc

Aleksander  Nowak – dr, cong

  1. Czy jesteście muzykami z wykształcenia, czy macie jakieś inne wyuczone zawody?

Jan Boba , Władysław Grochot i Przemek Walczak są absolwentami wyższej szkoły muzycznej.

Reszta członków zespołu ukończyła średnią szkołę muzyczną. Wszyscy jesteśmy więc zawodowymi muzykami.

  1. Muzyka jest Waszym podstawowym źródłem utrzymania?

Tak. Dwóch kolegów pracuje jeszcze jako instruktorzy muzyczni w domach kultury. Jednak ze względu na pandemię wszystkie nasze kontrakty zostały odwołane.

  1. Czy często w czasie koncertów improwizujecie, czy też macie wszystko “wypróbowane” a improwizacje zostawiacie na jam session ?

Temat niemal za każdym razem podawany jest tak samo. Ale reszta jest  improwizacją. Zależy w danej chwili od inwencji danego muzyka. To nie są wyuczone utwory. Za każdym razem gramy coś innego. Wszystko jest na bieżąco tworzone. Gdy są częste koncerty, to pewne elementy się utrwalają. Gdy są duże przerwy między koncertami, to każdy gramy zupełnie inaczej. Na improwizację ma wpływ także atmosfera na sali, publiczność, akustyka, nasze samopoczucie, a nawet ciśnienie atmosferyczne.

  1. Czy macie jakieś przesądy związane z czasem przedkoncertowym?

Raczej nie. Traktuję publiczność jak dodatkowego  członka zespołu. Staram się wciągnąć ją w pracę zespołu. Niekiedy wystarczy kilka słów rzuconych, ot tak. Publiczność się rozkręca. Co prawda, nie ma ich na estradzie, ale są razem z nami. Czasem wcześniej, czasem później. Ale to satysfakcja stworzyć taką więź.

  1. Czy mieliście koncerty, na których czuliście wyjątkową interakcję z publicznością (gdzie, kiedy) ? Czy macie swoje ulubione miejsca, imprezy koncertowe ?

Gdy byliśmy w Stanach Zjednoczonych dostałem od prezydenta Reagana podziękowanie za propagowanie muzyki amerykańskiej. Z piętnaście razy występowałem w Sacramento, gdzie odnieśliśmy niesamowity sukces. Amerykańska publiczność jest wspaniała,  szczera, otwarta, wydaje okrzyki, bije brawo. Reaguje momentalnie na piękną, daną z serca improwizację, bo to przecież ich muzyka. Oni nie wierzyli, że my jesteśmy z Polski.

Bardzo często byliśmy zapraszani do różnych klubów w Niemczech. Szczególnie w Dreznie, na festiwalu jazzu tradycyjnego, bardzo serdecznie nas witano, czekano wręcz na nas. To miasto żyje jazzem tradycyjnym. To jest niespotykane.

U nas w radiu jazz jest, niestety, wypierany przez zupełnie inną muzykę.

  1. Czy są zespoły, muzycy, którzy byli wzorem artystycznym dla Was , z którymi chcielibyście ewentualnie wystąpić ?

W Polsce już nie ma takich. Występowali w latach czterdziestych, pięćdziesiątych, i początku sześćdziesiątych, teraz są już w bardzo podeszłym wieku. Większość wysoko cenionych przeze mnie muzyków już odeszła. Występują tylko na nagraniach. Choć na przykład grałem z perkusistą Luisa Armstronga, jak on swingował na perkusji. To było niesamowite przeżycie grać z nim. Była duża różnica między perkusistami europejskimi, a amerykańskimi.

W tej chwili nie ma już takich muzyków, z których brałbym przykład.

Graliśmy z orkiestrą Glena Millera. Mieliśmy opracowany duży repertuar utworów Glena Millera i zaproszono nas do współpracy. Niektórzy mówili, że wnieśliśmy dużo życia w duży, wspólny koncert.

  1. Czy fakt, że zespoły grające jazz tradycyjny mają często wysoka średnią wiekową nie stanowi zagrożenia dla tej muzyki w przyszłości ? Czy widzicie w swoim otoczeniu młodych zainteresowanych taką twórczością ?

Być może. Zespołów jest coraz mniej. Pamiętam, w Krakowie grały regularnie cztery zespoły jazzu tradycyjnego. Krakowska szkoła jazzowa nie uczy podstawowego jazzu tradycyjnego. Młodzi nie rozumieją muzyki nowoorleańskiej.

Nasz młody klarnecista powoli wdraża się w jazz tradycyjny, zaczyna przekonywać się do niego. Młody, zdolny, wsłuchuje się w brzmienie klarnecistów, tradycjonalistów. Poznaje nowoorleańskie frazy.

  1. W pewien sposób Wasze życie podporządkowane jest muzyce. Czy nie rodzi to konfliktów z najbliższymi osobami, czy są one pogodzone z faktem, że często wspólne plany determinuje właśnie muzyka ?

Konflikty na początku były. W zespole były różne poglądy na muzykę, jaką powinniśmy grać, ale udało się zrobić wspólny front. Rodziny poszczególnych muzyków akceptują fakt dominacji jazzu, bo nie mają innego wyjścia 🙂 A poza tym każdy muzyk ma dzięki muzyce radość życia i to jest piękne. Gdy wychodzę na estradę, to się czuję, jakbym fruwał w powietrzu.

  1. Prosimy o jakąś anegdotę związaną z Waszymi koncertami.

Nic nie było specjalnego, nic się nam nie przytrafiło. Nawet wszystkie nasze wojaże kończyły się szczęśliwie. Bo różnie to bywa.

Było takie jedno granie szczególne. Graliśmy w więzieniu na Montelupich. W tym czasie przebywał tam akurat zabójca Andrzeja Zauchy. Było to dla nas dość duże przeżycie. Byliśmy szczęśliwi, gdy po koncercie wyszliśmy, bo… słuchacze musieli zostać.

Dziękuję za rozmowę

Dziękuję. Serdecznie pozdrawiam całe częstochowskie towarzystwo jazzowe.